Henryk Musa
Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pią 12:40, 01 Mar 2013 Temat postu: Mój dom |
|
|
MÓJ DOM
Dom – to nie meble,nie kąt z obrazem.Dom – to takie miejsce,gdzie choćby pod gołym niebem ludzie są razem. Wiktor Woroszylski.
Mojej Babci Marcie i wnukom, by pamiętali o swym domu
Dom lat dziecięcych, młodości. To mój skarb. Bowiem DOM – to wielkie i piękne słowo, obok słów MAMA, BABCIA. Od zawsze dom symbolizował bezpieczeństwo i swobodę, twierdzę – w której można się ukryć i bezpiecznie żyć. Dom to bezpieczna przystań. Dom to schronienie przede wszystkim dzięki osobom, które się w nim znajdują. Dla mnie tak droga osobą była Babcia Marta, która dodawała mi skrzydeł do pójścia w świat. Do tego domu wracamy po podróży, z pracy, ze szkoły. Mój dom dziecięcych lat pamiętam do dziś. Chyba nie ma takiego człowieka, który by nie pamiętał swego domu rodzinnego. O swej oazie dziecińswa szczęśliwości o domu śpiewa Hanna Banaszak w swej piosence W moim magicznym do- mu… O domu też śpiewał Krzysztof Mec nie ma jak u Mamy ciepły kąt…. Dom to dla mnie był ciepły piec, to Babcia siedząca przy piecu, czytająca niemieckie bajki, niespiesznie tłumacząca je. Dom to dla mnie również strych z książkami, skąd ulatywałem w marzeń świat…
Mieszkałem przy ulicy Świerczewskiego 8. Wchodziło się pod numer 6.Na parterze tego do- mu mieszkała rodzina Ferrów i ich dziadek, którego drzwi pokoju wychodziły na korytarz. Po drugiej stronie – było ciemnie mieszkanie, w którym zdun P. Olejnik trzymał swe narzędzia, kafle, glinę i inne swe akcesoria. Po wejściu pod nr 6 po schodach wchodziło się na I piętro i tam pod schodami prowadzącymi na strych i mieszkania P. Konkola – malarza pokojowego / który miał radio lampowe belweder i często go słuchał, a z którego córką Renatą często się bawiłem/ schodziło się po trzech schodkach na wąski, ciemny korytarzyk oświetlony u szczytu małym okienkiem
Pamiętam do dziś układ mieszkań, mebli, pokoi. Po prawej stronie były drzwi do pokoju z trzema szybkami, następne już bez szybek – prowadziły do kuchni. Drzwi nie były zamykane na klucz, jedynie Babcia zawieszała od wewnątrz na klamce czarną chustę, by nie weszła Mora. Po lewej stronie – wejście do mieszkania P. Rity Bryll i Jej Matki, a następnie mieszkali tam PP. Krajewscy. Przy wejściu do pokoju była mała wnęka utworzona przez ścianę jedną korytarzową i drugą - kuchenna, oraz komin. W tej wnęce stało na drewnianej szafce radio PIONIER / były ebonitowe i drewniane obudowy /początkowo na baterie, potem po- kazały się radia włączane do gniazdka prądowego. Słuchało się muzyki, pasterki z Watykanu, Radia Wolna Europa…
Z takiego radioodbiornika słuchało się audycji, najczęściej muzyki, nie tylko Radia Wolna Europa – szczególnie w czerwcu 1956 roku – gdy były rozruchy w Poznaniu, co prawda jeszcze z tego co się wtedy w Poznaniu działo wiele nie rozumiałem, ale dorośli prowadzili ożywione dyskusje. A pasterka z Watykanu – to już była obowiązkowa. Przy drzwiach wisiała kropielniczka ze święconą wodą. Kropielniczki przy drzwiach Babcia pilnowała, by była zawsze napełniona, oraz by przy każdym pierwszym rannym wyjściu z domu się przeżegnać tą wodą.
Czekało się bardzo długo na moment ubierania choinki, zapalenia świeczek. Bo święta to zawsze były wyczekiwane, nie szło się do szkoły, aż dopiero po Trzech Królach. Choinka zawsze stała przy oknie i była prawdziwa. Od takich świeczek niejedna choinka, firanka spłonęła. Ale najważniejsze dla dzieci to były prezenty pod choinką….. A wtedy były na święta cytryny/ po 30 zł kilogram., pomarańcze /po 40 złotych kilogram/, orzechy tłuczone młotkiem/ bo nie było dziadka do orzechów/, marcepany.
A piec z białych kafli zimą był ciepły do wieczora i część nocy i od rana rozpoczynał się no- wy „ rytuał” palenia w piecu. Widziałem w życiu wiele pieców z kafli, i białych, i kolorowych, ale ten zapamiętany z dzieciństwa - jest najpiękniejszy i zawsze pozostanie w mej pa- mięci ze swą „dychówką”, lub „ryrką”- wnęką.
Między oknem a drzwiami do drugiego pokoju stała dwudrzwiowa szafa na wprost paleniska pieca, na wysoki połysk, pod którą chowało się drewnianą skrzyneczkę z guzikami. Pomiędzy szczytem pieca a szafą – były drzwi do drugiego pokoju.
Na oknach pelargonie obok mirtów były powszechne w domach. Pelargonie – powszedni wtedy kwiat, na który mam i dziś uczulenie
Potem piec z wnęką na dzbanek z kawą zbożową. grzejący na dwa pokoje i wejście do drugiego pokoju. A kawa zbożowa była to – Kujawianka bądź Dobrzynka, bowiem Anatola nie tylko w saszetkach jeszcze nie było - była zawsze ciepła i pełny dzbanek stał we wnęce pieca / nazywanej dychówką bądź ryrką/.
Po lewej stronie przy ścianie stało łóżko metalowe pomalowane na biało. Na następnej ścianie wisiał głośnik – zwany kołchoźnikiem/ opłacany na poczcie abonament w wysokości 3 zł za miesiąc, potem już 6 złotych./. Był tam tylko I program Polskiego Radia. Pod tym głośnikiem była szafka, na której siadałem i słuchałem audycji, szczególnie lubiłem słuchać w nie- dziele. A były ciekawe słuchowiska / chociażby Teatr Stu/, czy Lucjan Kydryński prowadził Rewię piosenek, a już wtedy „ leciała” audycja Matysiakowie. Obok szafa i tapczan. Potem okno o pojedynczych szybach, latem na parapecie stawiano pelargonie w doniczkach / kru- topach / a mróz zimą malował piękne kwiaty, które znikały po napaleniu w piecu, by nad ranem znów powrócić. Między oknem a ścianą i wejściem do drugiego pokoju stała szafa ubraniowa, pod którą chowało się krzyżak do choinki . Obok drzwi na wprost paleniska pieca stawiało się ławkę – paliło się w piecu i jednocześnie grzało. Potem ławka wędrowała pod piec w drugim pokoju, gdzie lubił siadywać kuzyn mego dziadka - Julian. Któremu któregoś dnia, gdy się zdrzemnął, przywiązałem nogę do nogi ławki… W drugim pokoju były dwa łóżka metalowe, zmieniające swe miejsca, w łóżkach były sienniki / struzyki/ z szarego płótna napełniane słomą. Gdy była to świeża słoma – to siennik był ‘ wielki”, potem po jakimś czasie gdy ze słomy zrobiła się „ sieczka’ – siennik już był płaski. Na siennik kładło się białe prześcieradło / podrzetnicę/pod głową była duża poduszka / zagłówk/ napełniona pierzem, w kolorowej powłoczce. Przykrywało się wielka pierzyną/ zachlastnicą/ wypełnioną również pierzem w kolorowej powłoce. Stół z szufladą zawsze stojący na środku pokoju. Pod oknami nigdy nic nie stało, tak że był swobodny dostęp do okna.. Na parapecie stały kwiaty.
Przez te okna widziałem podwórko, a właściwie kawałek podwórka, dopóki stał dom, w którym mieszkali na piętrze P. Darga, a na parterze – były komórki na węgiel, drewno, a w jednej ”mieszkała” koza.. Obok tego domu pobliskie Delikatesy składowały puste opakowania po towarach: kartony, skrzynki itp. Na podwórku były również drewniane „sławojki”, bo-
wiem w domu nie było jeszcze wc. Obok nich – składowisko popiołu oraz kratka do wylewania brudnej wody.
Na podwórku grało się latem w „pęczki”. Prawie w każdym domu z czasów okupacji pozostały niemieckie monety / był to początek lat 50 – tych/, którymi się grało odbijając je o ścianę. Nie pamiętam już zasad tej gry, pamiętam jedynie dwa wyrażenia : dopelt i cola, były to odległości od monety głównej i w zależności od tej odległości albo się wygrywało, albo prze- grywało swoje monety. A zimą – zjeżdżało się na sankach z górki, która zajmowała 1/3 podwórka. Tak trzeba było manewrować sankami, by nie trafić w dom P. Dargi.
Gdy ktoś w domu urządził pranie, a podobnie było i u mnie – wielka balia z praną bielizną, wielki kocioł do gotowania bielizny, potem zawieszone podwórko ze sznurami suszącego się prania. Poprzetykane żerdziami / sztycami/ by zbyt duży ciężar nie położył prania na ziemi. Potem – po przyniesieniu prania do domu – było wyciąganie, składanie i szło się do magla, bowiem żelazek elektrycznych jeszcze nie było Gdy było pranie zimą – przynosiło się to pranie do domu sztywne od mrozu. Na parterze – były komórki. Po wyprowadzce P. Darga budynek został zburzony i widziałem wtedy całe podwórko.
Piec kuchenny / plata/ opalany był drewnem i węglem. O paliwo do pieca i platy dbałem ja, by zawsze miały co chłonąć/ czyli rąbanie podkładów, przynoszenie węgla z piwnicy W kuchni przy drzwiach – stała ławka z dwoma wiadrami czystej wody. Wodę przynosiło się z pompy w parku lub z pralni na podwórku. Najczęściej ja to robiłem…Potem szafka z miską do mycia, w której również myło się naczynia z proszkiem, bowiem ludwików jeszcze nie było. Wąskie, małe okno wychodzące na szary mur kamienicy stojącej w odległości 5 metrów od domu. Obok stół i szafka - będąca spiżarką, wiadro do popiołu i drzwi na korytarz. Za drzwiami - pomiędzy ścianami piec kuchenny opalany drewnem i węglem. Tam na tym piecu zawsze stał duży garnek z wodą .I gdy teraz w mym domu nic nie stoi na kuchence – to czegoś mi brak… Jeszcze wnęka pomiędzy piecem kuchennym a wejściem do pokoju na wiadro do brudnej wody, którą wylewało się na podwórku do kratki i drzwi do pokoju.
Gdy wysłałem zdjęcia ze skansenu Bernadetty i Czesława Bielickiego z Kawli do Wydawcy do swej nowej książki, jak i Annie Kulesz z Warszawy, to tak Napisała: Bardzo dziękuję Ci Henryku. Jest mi ogromnie miło, że Uraczyłeś moją duszę takimi fotografiami z przeszłości. Ach, te sentymenty… w takim wózku mam nawet swoje zdjęcie / bowiem uchowało się również zdjęcie ze mną w wózeczku –„ kastrolce” z celuloidowymi szybkami HM/, a podobny kaflowy piec usytuowany był w kącie kuchni na której pamiętam wielki kocioł z gotującą się bielizną. Dla naszych dzieci to jakaś abstrakcja. Mieszkaliśmy wtedy w kamienicy w Bydgoszczy. I z tamtych lat pamiętam magiel, jaki odnalazłam w Pana MUSZELKACH PA- MIĘCI. Takie zdjęcie potrzebne mi było do mojej KRONIKI RODZINNEJ, a nigdzie dotąd nie mogłam na nie trafić. Mama zabierała mnie tam z sobą. Pamiętam zatęchły zapach piw- nicy, półmrok i ten niesamowity odgłos przewalającej się skrzyni z kamieniami. Pamiętam jak Mama sprawnie nawijała pościel i ręczniki na wybłyszczone od ciągłego używania, drewniane wałki. … Piękne, osobliwe wspomnienia.
Mam też wrażenie, że na jednym ze zdjęć w MUSZELKACH jest miejsce, gdzie w tej chwili nasi przyjaciele z Błot mają zakład fotograficzny. Czy rzeczywiście jest to ulica Pokoju w Pucku? Nie udaje mi się jednak znaleźć zdjęcia chałupy krytej strzechą. Pamiętam, że mijaliśmy taką niedaleko za Karwią, jadąc do Błot. Jeszcze raz dziękuję za cenne zdjęcia. Z serdecznymi pozdrowieniami Ania.
Do mego domu / magicznego domu – wg. H. Banaszak/ często powracałem i powracam nie tylko w snach. Jest to dla mnie oaza spokoju, oaza lat dziecięcych, oaza wspomnień. Gdy jestem w Pucku – zawsze przechodzę obok miejsca, gdzie stał mój dom. Nie uchowało się żadne zdjęcie mego domu. Co prawda w Zapiskach Puckich /w nr4/2005/ widziałem zdjęcie mego domu z 1938 roku – lecz dom jest pokazany w oddali i niewyraźny. Ale w mych oczach - stoi w pełnej krasie, takim jakim go wtedy widziałem.
Po przeczytaniu OPOWIEŚCI O DOMU Czytelnicy „Poradnika Domowego” piszą…. /Prószyński i S-ka Warszawa 1997r /znalazłem tam wzruszające wspomnienia domu ciepłego, szczęśliwego, ale i też takiego, które odebrał radosne dzieciństwo. Ale jest w tej antologii jeden wspólny mianownik – DOM RODZINNY i drogie sercu osoby, których nierzadko nie ma już wśród nas, ale pozostaje w naszej pamięci, w naszym sercu.
#
Gdy po latach zbudowałem swój dom
dom zbudowany z resztek marzeń
na ziemi blisko cmentarza
pod dachem niebieskiej tolerancji
dom mały
parter, piętro
przy kominku ja
/ drzewo posadziłem niejedno, pierwszego mam wnuka/w którym jest już inna atmosfera, in na dusza domu .Bo podstawą jest dom, mający swą duszę. A dusza to nie meble, to ciepło rodzinne, to Babcia będąca ostoją domu. A Babcia nauczyła mnie szacunku dla bliźnich, rozumienia ich, czasem przebaczania. Gdy siadam wieczorem w fotelu koło kominka, czytam książki również o dawnych czasach. Myślę o dawnych obyczajach, o mym domu. W domu mym pielęgnowano tradycję, religijność, dobre obyczaje i ten dom zawsze kojarzy mi się z Babcią, jej ciepłymi rękoma, spacerami po Błotach, była zawsze blisko. Nie wiem czy udało mi się stworzyć taki sam dom, miły, bezpieczny dom z zapamiętaną tradycją i obyczajami. Bo dom bez świątecznych tradycji jest jak drzewo bez korzeni. Teraz są sztuczne choinki, komputerowe kolędy. Lecz to już nie to. Te beztroskie lata w mym domu dawno już minęły. Ale pamięć o mym domu trwa we mnie. Staram się zebrane z domu lat dziecięcych, w mym domu zwyczaje stosować, szczególnie te świąteczne. I myślę, że córka i wnuki wyniosą sza- cunek dla pracy, miłość i tolerancję, gdy będą budować swe gniazda rodzinne.
Jest to przygotowywane opowiadanie do nowego tomiku ESEJE KASZUBSKIE I WYSTĄPIENIA . Henryk
Post został pochwalony 0 razy
|
|