|
POCZEKALNIA Klub Literacki SAiPKO
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Henryk Musa
Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 11:40, 04 Mar 2012 Temat postu: Droga do szkoły przez wspomnienia |
|
|
DROGA DO SZKOŁY PRZEZ WSPOMNIENIA
We wrześniu 2010 otrzymałem zaproszenie na uroczystość 65 – lecia szkoły. Mojej szkoły. Co prawda, było to zaproszenie do Liceum, do którego nie chodziłem, ale … byłem w mojej szkole po latach.
Pojechałem na spotkanie kolejką elektryczną.
Historia kolei sięga XV – XVI wieku, gdy w niemieckich kopalniach zaczęto stosować wózki toczące się po drewnianych belkach. Szyny żeliwne po raz pierwszy zastosowano w Anglii w 1798 roku. Pierwszy parowóz wyjechał na trasę w 1804 roku jako kolej zakładowa. Początek ery żelaznej to – 27. 09. 1825 rok, gdy zaczęła funkcjonować pierwsza kolej publiczna na trasie Stockton – Darlington.
W Polsce pierwsza linia w zaborze pruskim powstała w 1842 roku na trasie Wrocław – Oława. Do 1939 roku wyprodukowano w Polsce 1276 parowozów, głównym ich producentem były Zakłady H. Cegielski w Poznaniu. po 1945 do 1959 roku – 1191. W tym też roku zaprzestano produkcji lokomotyw.
Obecnie lokomotywy są w Polsce w 18 muzeach i skansenach kolejnictwa.
Za czasów mej młodości SKM / Szybka kolej Miejska /nie kursowała. Były wagony towarowe przystosowane do przewozu osób, lub nieliczne wagony osobowe. Okna w tych wagonach otwie rało się za pomocą pasków parcianych, które miały trzy lub cztery otwory, przez które regulowa ło się otwarcie lub zamknięcie okna. Teraz okna otwiera się za pomocą uchwytów u góry okna. Składy te zatrzymywały się tylko na stacjach, wielu przystanków istniejących dziś jeszcze nie było.
Jako dojrzały człowiek gdy jeździłem do Pucka – jeździłem samochodem. Na uroczystości – po- jechałem kolejką. Wsiadłem do kolejki elektrycznej na stacji Gdańsk- Wrzeszcz. Kiedyś był tam gródek rycerski, w którym mieszkał rycerz Wrzeszcz. Podobno tak krzyczał na polu walki, iż wrogowie uciekali w popłochu, słysząc jego przeraźliwy krzyk. Tak mówi legenda…. Spoglądam w okno na prawą stronę – tam pozostałości po stawie na terenie Browaru gdańskie- go. Jedynie samotna wierzba płacząca nad suchym, wyschniętym miejscu po stawie i budce na wysepce dla łabędzi. Jak i zarośnięty tor bocznicy kolejowej do browaru. Mijam Gdańsk – Zaspę kiedyś nazywało się Gdańsk – Lotnisko / bowiem było lotnisko, a mieszkałem przy ul. Kunic- kiego 7 / dawna Żołnierza Tułacza/ w pierwszym gabinecie dyrektora lotniska, zanim dyrekcja nie przeniosła się do nowego budynku z hangarem, w którym obecnie jest ETC – hala targowa /.Mijam również Gdańsk – Przymorze, swego czasu Gdańsk – Polanki. Potem mijam Gdańsk – Oliwa, skąd wysiadało się z kolejki do autobusu dojeżdżającego do zoo. Potem Sopot – Wyści- gi / od terenów, gdzie odbywały i odbywają się wyścigi konne /.I mamy Sopot. Miasto, w któ- rym się urodziłem. Najmniejsza moja w tym zasługa, iż ujrzałem ten świat właśnie w Sopocie. Co prawda urodziłem się na pograniczu Sopotu i Kamiennego Potoku w izbie porodowej / no- mem omem przy ulicy Żeromskiego/ - ale miasto Sopot. Po stacyjce Sopot – Wyścigi jest przys- tanek Gdynia – Orłowo, tam gdzie willi nadmorskiej / istniejącej do dziś/ Żeromski pisał swą książkę „ Wiatr od morza”/. Potem Gdynia - Redłowo. Po drodze minąłem Wzgórze Maksymi- liana Kolbe / poprzednio nazywało się Wzgórze Nowotki// Marceli Nowotko –zasłużony komu- nista dla tamtego ustroju, a przed wojną – Wzgórze Focha, lecz nie Marszałka Francji – ale Ka- szuba, który miał tam swoje gospodarstwo/ Minąłem Gdynię Główną Osobową z którą też mam sporo wspomnień. Przed przebudową dworca kolejowego nagrywano tam kawałek filmu „ Os- tatni kurs” z Mikulskim / później znanym z roli H. Klossa/. Następny przystanek – Gdynia Stocz nia. Gdy SKM „przechodziło” z niższego napięcia sieci na wyższy, był to przystanek przesiadko wy. Potem był Grudzień 1970 – gdy strzelano do stoczniowców idących do pracy .Były ofiary śmiertelne…. Przystanku Gdańsk - Leszczynki wtedy jeszcze nie było. I już jest Gdynia – Chy- lonia – „przechowalnia” składów wagonowych kolejki. Stąd też odchodził pociąg osobowy przez Gdynię- Rzeźnię do Gdyni – Oksywia. Przystanek następny to Gdynia – Grabówek, gdzie wysia- dali z parowozu kolejarze, który zabierał ich po drodze z Redy, gdyż nie było jeszcze przystanku Szli do parowozowni torami lub drogą wewnętrzną, do biur, gdzie pracowali. Ja często z ciocią jeździłem również do parowozowni, gdzie pracowała, by następnego dnia rano pojechać czy to do Gdyni, czy to do lekarza, czy to w inne miejsce. Następny przystanek Rumia- Janowo z wi- doczną na rogu ulicy wielką kawiarnią „Samantą”, a której już nie ma… Rumia, wtedy Zagórze, teraz tylko Rumia. W Rumii przed wojną było lotnisko wojskowe. I dojeżdżam do Redy. Tam jak zawsze – przesiadka na pociąg osobowy do Pucka. Teraz przechodziłem przejściem w tunelu – kiedyś nie było go. Dopóki nie odjechał pociąg – była opuszczona barierka. Gdy odjechał w kierunku Wejherowa – barierka szła w górę i pasażerowie przechodzili przez tory, czy to do po- czekalni, czy na pociąg osobowy ciągnięty przez lokomotywę do Pucka lub na Hel.
W tym miejscu zacytuję wiersz mojej córki Beaty o kolejce:
KOLEJKA BANECZKA
mostek, rzeczka, mostek, rzeczka
pędzi kolejka z daleka pądzy bana z daleka
bucha para z komina bucho para z komina
u maszynisty tęga mina u maszeniste tągą mina
palacz sypie do pieca palacz sepie do piecka
gwiżdże gwizdek, ale heca gwiżdże gwizdowka, ale heca
koła się toczą po szynach koła so toczą po szenach
pasażerów twarze widać w oknach pasażyrów gąbe widzec w oknach
uff, uff , gorąca, upał uff, uff, gorączka, spiekota
jakby kto lokomotywę potem oblał jakbe kto lokomotywa zmòklëzną obloł
wtem z dala widać stację wtim z daleka je widzec stacja
zaraz na nią wjadę zarezka na nią wjada
stacja, peron, mnóstwo ludzi stacja, peron, wiele ledzy
ten pociąg to zabawka dla krasnoludka ten cuch to zobowka dla krosnioka
taki wielki, taki długi taki wieldzi, taczi dłudzi
jak wąż wijący, jak rzeka długi jak wąż wijący so, jak rzeka dłudzi
Nieraz jako dziecko jechałem z Ciocią Wandą „ kolejarką” pracującą w parowozowni w Gdyni - Grabówku w lokomotywie i zawsze podziwiałem, jak maszynista może się rozeznać w tych wszystkich kółeczkach, pokrętłach, zaworach….. A pomocnik szuflował, szuflował wielką szuf- lą węgiel do wiecznie nienasyconego paleniska…
W Redzie była kiedyś duża poczekalnia ogrzewana piecem kaflowym. Tam kupowało się herba- tę w szklankach, czasami wyszczerbionych, z kostką cukru za 1,10. W hollu były dwie kasy bile- towe - teraz są na dworze. Brakuje jednego toru w kierunku Pucka – obecnie pozostał jedynie za- rośnięty trawą ślad po torowisku. Odczekałem „ swoje” pół godziny, gdy nadjechał pociąg oso- bowy z Gdyni. Po drodze mijałem Rekowo, Mrzezino, Żelistrzewo. Od strony Redy do stacji Mrzezino jest ładna góreczka. Pamiętam kiedyś latem, pociąg kolonijny mający dużo wagonów, nie mógł podjechać do stacji. Więc lokomotywa jadąca w kierunku Redy pozostawiła na chwilę „swój” skład i pomogła kolonistom wtoczyć się na stację. Tam też widziałem, co prawda tylko raz zaprzęg z wołami w jarzmie ciągnącymi wóz. A drugie wspomnienie związane z Mrzezinem to takie. Nasza Pani / Helena Szczepaniakowa / wysłała mnie i Tadka Joachimiaka do swej kole- żanki – nauczycielki z listem. W drodze powrotnej wieźliśmy koszyk gruszek, z którego coś tam podebraliśmy jakże smakowitego owocu… Żelistrzewo – to zapamiętany urząd pocztowy blisko dworca, którego naczelnikiem był ojciec Stacha Hirsza – szkolnego kolegi. A dalej stara szkoła – w której nauczycielem był Jan Drzeżdżon uczący moją siostrę Ludwikę
Potem za oknem widzę dawne ogrodnictwo rodziców Stasi Kolp / Krzyżańskiej /, Syberię, obec nie nazywaną Celbówko, dom, w którym mieszkał Józek Elendt, po drugiej stronie torów szkoła zawodowa, w której Tadek Joachimiak był kierownikiem warsztatów i już stacja Puck. Z daleka widoczny dom z kółkiem, nazywany przez Babcię „ hermanclust” Tam brak pompy wodnej dla parowozów, jednego toru, barierki przed wejściem do budynku, gdzie oddawało się bilety za przejazd, telegraf już nieczynny. Jak i nieczynna parowozownia, którą raz zdemolował rozpędzo- ny parowóz i skład węgla, w którym pobierało się przydziałowy węgiel ważony na wadze 50 kilogramowej / centnarowej / dla pracowników kolei.
Stacja Puck nie tętni już życiem jak za dawnych lat. Nie ma kiosku – olbrzyma w poczekalni, nie ma już piwoszy w poczekalni…… Obok dworca – dworzec autobusowy – na miejscu dawnego ogrodu owocowego ogrodzonego ażurowym płotem z białej cegły. Brak też kina „ Mewa”- w którym jest skład mebli.
Droga do szkoły szybko przeminęła, nie licząc wspomnień związanych z kilkoma miejscami po drodze. Drogę tę opisałem w II wydaniu Muszelek.
Wejście do szkoły. Wchodziłem tam z mocno bijącym sercem. Zawsze do szkoły wchodziło się za moich szkolnych lat wejściem od podwórka – boiska, na którym rozgrywało się mecze, decy- dujące o losach……. Teraz wchodziłem głównym wejściem – od ulicy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to brak dyżurki P. Langego. W dawnym gabinecie pielęgniarki – jest teraz lekarz….. Wyjście ze szkoły na boisko – zabudowane…
Na korytarzu na parterze – długi stół ze zdjęciami, materiałami wspomnieniowymi…
Uroczystość odbywała się w Sali Sportu – na dawnym miejscu „ tajemniczego ogrodu”. Tam część oficjalna – życzenia, prezenty, przedstawienie uczniów na temat szkoły. Ja również Dyrek- torowi szkoły wręczyłem Muszelki Pamięci wydanie I i II ze słowami, iż to co robiłem w szkole – to opisałem w tych tomikach. Po zakończeniu części oficjalnej uroczystości idziemy do klas. Trafiłem do klasy, w której za moich czasów był pokój nauczycielski. Tam z Marylą Żmudzką – nauczycielką geografii spożywamy smakowite ciastko i popijamy pyszną herbatą. Potem zaczy- na się zwiedzanie szkoły. Rzeczywiście, zmiany duże. W gabinecie Dyrektora – księgowość W sekretariacie też co innego. Cisną się wspomnienia…… wszak w tej szkole spędziłem siedem pięknych lat mego życia wśród znakomitych Nauczycieli, koleżanek i kolegów. Wszedłem też do swej klasy i wspomnienia, wspomnienia spowodowały, że przytaczam taki mój wiersz który czytałem na spotkaniu pięćdziesięciolatków w restauracji Paradis:
PO LATACH PO LATACH
po długich latach jak wieki po dłudzich latach ja wieczi
pierwszy raz idę pierwszi roz ida
przez szkolny korytarz bez szkólny koridor
jak przeleciał ten czas jak przelecoł nen czas
pożółkłe dyplomy pożółkły diplome
zdjęcia tych, co przed nami odjimczi tech, co przed nama
jakże bliski jakos blescy
drży w mym sercu niepokój derżi w moim sercu niepoku
lecz jestem wśród nich ale jem westrzód nich
na ławkę w swej klasie na łowka w swoi klase
rzuciłem nagle okiem rzucił jo oka
tutaj siedziałem siedem lat tu jo sedzoł sedme lat
przeleciał ten czas przelecół nen czas
Rozmowy w klasach, wspomnienia, wspomnienia…Potem żegnam się i idę na stację na pociąg –autobus szynowy, który wiezie mnie do Gdyni. Po drodze myślę o szkole, o czasie tam spędzo- nym, jakże wtedy beztroskim, o nieżyjących już Nauczycielach, o woźnym…… Powrotna droga szybko mija. W Gdyni przesiadka z autobusu szynowego na kolejkę SKM i dojeżdżam do stacji Gdańsk –Wrzeszcz. Tam do domu autobusem na Morenę położoną 162 metry nad poziom morza tak że powódź mi raczej nie grozi…..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Henryk Musa
Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 11:41, 04 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
MÓJ DOM
Mój dom pamiętam do dziś. Układ mebli, pokoi, mieszkań. Po wejściu pod nr 6 po schodach szło się na I piętro. Tam pod schodami prowadzącymi na strych i mieszkania P. Konkola – ma- larza pokojowego schodziło się po trzech schodkach na wąski, ciemny korytarzyk oświetlony u szczytu małym okienkiem. Po prawej stronie były drzwi do pokoju z trzema szybkami, następne już bez szybek – prowadziły do kuchni. Po lewej stronie – wejście do mieszkania P. Rity Bryll, a następnie – PP. Krajewskich. Przy wejściu do pokoju była mała wnęka utworzona przez ścianę jedną i druga, oraz komin. W tej wnęce stało radio PIONIER / były ebonitowe i drewniane obu- dowy /, początkowo na baterie, potem włączane do gniazdka prądowego. Słuchało się pasterki z Watykanu, Radia Wolna Europa…A przy drzwiach wisiała kropielniczka ze święconą wodą. Gdy wychodziło się z domu, żegnało się tą wodą..
Z takiego radioodbiornika słuchało się audycji, nie tylko Radia Wolna Europa – szczególnie w czerwcu 1956 roku – gdy były rozruchy w Poznaniu, a pasterka z Watykanu – to już była obo- wiązkowa. A kawa zbożowa – Kujawianka bądź Dobrzynka, bowiem Anatola nie tylko w sa- szetkach jeszcze nie było - zawsze ciepła i pełny dzbanek stał we wnęce pieca.
Od takich świeczek niejedna choinka, firanka spłonęła….. Ale czekało się na moment ubierania choinki, zapalenia świeczek, a potem najważniejszego – prezentów pod choinką…..
A piec zimą był ciepły do wieczora i od rana rozpoczynał się nowy „ rytuał” palenia w piecu…..
Gdzieś w rodzinnych archiwach uchowało się zdjęcie ze mną w wózeczku. Ale wiatr nadmorski, jak to wiatr – gdzieś je wywiał, by po latach znowu przywiać……... A szafa była na wysoki po-łysk….
Piec kuchenny „ plata” opalany drewnem i węglem. O paliwo do pieca dbałem ja, by zawsze miał co chłonąć….
Kropielnica wisząca przy drzwiach Babcia pilnowała, by przy każdym rannym wyjściu z domu się przeżegnać święconą wodą Na oknach pelargonie obok mirtów były powszechne w domach. Pelargonie – powszedni wtedy kwiat, na który mam i dziś uczulenie
Potem piec, w którym była ryrka, dychówka – po prostu wnęka, w której zawsze stał dzbanek z kawą zbożową. grzejący na dwa pokoje i wejście do drugiego pokoju. Po lewej stronie przy ścia- nie stało łóżko metalowe pomalowane na biało. Na następnej ścianie wisiał głośnik – zwany koł- choźnikiem. Był tam tylko I program Polskiego Radia. Pod tym głośnikiem była szafka, na któ- rej siadałem i słuchałem audycji, szczególnie lubiłem słuchać w niedziele. A były ciekawe słu- chowiska, czy Lucjan Kydryński prowadził Rewię piosenek Obok szafa i tapczan. Potem okno o pojedynczych szybach, latem na parapecie stawiano pelargonie w krutopach / doniczkach / a mróz zimą malował piękne kwiaty, które znikały po napaleniu w piecu…. Między oknem a ścia- ną i wejściem do drugiego pokoju stała szafa ubraniowa, pod którą chowało się krzyżak do cho- inki .Najczęściej w drzwiach stawiało się ławkę – paliło się w piecu i grzało. Potem ławka wę- drowała pod piec w drugim pokoju, gdzie lubił siadywać kuzyn mego dziadka -Julian. W drugim pokoju były dwa łóżka metalowe, zmieniające swe miejsca, stół zawsze stojący na środku poko- ju. Pod oknem niebyło nigdy nic. Przez te okna widziałem podwórko, a właściwie kawałek pod- wórka, dopóki stał dom, w którym mieszkali na piętrze P. Darga. Na parterze – były komórki. Po ich wyprowadzce – budynek został zburzony i widziałem wtedy całe podwórko. W kuchni przy drzwiach – stała ławka z dwoma wiadrami czystej wody. Wodę przynosiło się z pompy w parku lub z pralni na podwórku. Najczęściej ja to robiłem… Potem szafka z miską do mycia. Wąskie, małe okno wychodzące na szary mur kamienicy stojącej w odległości 3 metrów. Obok szafka - będąca spiżarką, wiadro do popiołu i drzwi na korytarz.Za drzwiami - pomiędzy ścianami piec kuchenny opalany drewnem i węglem. Tam na tym piecu zawsze stał duży garnek z wodą. Jeszcze wnęka pomiędzy piecem kuchennym a wejściem do pokoju na wiadro do brudnej wody i drzwi do pokoju.
Gdy wysłałem zdjęcia ze skansenu Bernadetty i Czesława Bielickiego z Kawli do Wydawcy, do swej nowej książki, jak i Annie Kulesz z Warszawy, to tak Napisała:
Bardzo dziękuję Ci Henryku. Jest mi ogromnie miło, że Uraczyłeś moją duszę takimi fotografia- mi z przeszłości. Ach, te sentymenty… w takim wózku mam nawet swoje zdjęcie, a podobny kaf lowy piec usytuowany był w kącie kuchni na której pamiętam wielki kocioł z gotującą się bieliz- ną. Dla naszych dzieci to jakaś abstrakcja. Mieszkaliśmy wtedy w kamienicy Bydgoszczy. I z tamtych lat pamiętam magiel, jaki odnalazłam w Pana MUSZELKACH PAMIĘCI. Takie zdjęcie potrzebne mi było do mojej KRONIKI RODZINNEJ, a nigdzie dotąd nie mogłam na nie trafić. Mama zabierała mnie tam z sobą. Pamiętam zatęchły zapach piwnicy, półmrok i ten niesamowi- ty odgłos przewalającej się skrzyni z kamieniami. Pamiętam jak Mama sprawnie nawijała po- ciel i ręczniki na wybłyszczone od ciągłego używania, drewniane wałki. …. Piękne, osobliwe wspomnienia.
Mam też wrażenie, że na jednym ze zdjęć w MUSZELKACH jest miejsce, gdzie w tej chwili na- si przyjaciele z Błot mają zakład fotograficzny. Czy rzeczywiście jest to ulica Pokoju w Pucku? Nie udaje mi się jednak znaleźć zdjęcia chałupy krytej strzechą. Pamiętam, że mijaliśmy taką niedaleko za Karwią, jadąc do Błot. Jeszcze raz dziękuję za cenne zdjęcia. Z serdecznymi pozdro wieniami Ania.
Do mego domu często powracałem i powracam w snach. Jest to dla mnie oaza spokoju, oaza lat dziecięcych, oaza wspomnień.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Henryk Musa
Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 11:43, 04 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
WIERZBA
W poniedziałek 20 grudnia 2010 pojechałem z żoną Elżbietą do Konarzyn, gdzie mamy domek. Zimowa droga, pełna zakrętów/ przez Kolbudy, Przywidz, Nową Karczmę Liniewo, Starą Kiszewę / ale spokojna. Pługi odśnieżne / w tym ustroju pewnie już są na wymarciu…./ niewidoczne. Tylko cztery czarne ślady asfaltu na białej jezdni wyjeżdżone przez koła samochodów.
Do bramy „ SIEDLISKA” nie da się dojechać – śnieg na ok. 0,5m. Staję na drodze sąsiada, który mieszka na stałe, szufluję kawałek drogi do bramki.Ta nie otwiera się – zamarzł zamek. Więc przez furtkę śmietnika przechodzę na… właśnie. Na śnieżną pustynię śniegu po kolana idę do domu. Tam biorę odmrażacz i wracam do furtki. Po chwili zamek się otwiera i zona może wejść kawałek na „włości”. Odkopałem część drogi do domu, garażu, drewutni. Wiele razy pokonuję drogę samochód – garaż, dom – garaż. Po pozostawieniu przywiezionych rzeczy i zabraniu świątecznych akcesoriów wracamy do samochodu. Przemoczyłem buty, nogi i z wodą w butach jadę do domu. W domu zdej- muję buty, mokre skarpety. Herbata z miodem, cytryną, aspiryna …….
We wtorek jeszcze pojeździłem po ostatnie świąteczne zakupy. W środę mnie „ wzięło”. Położy- łem się do łóżka twarzą do okna. I wtedy jakby na nowo zobaczyłem wierzbę. Wierzbę płaczącą. Która stoi na wprost mych okien tuż za ogródkiem pod skarpą.
Przed mym domem jest ogródek, chodnik, skarpa i sąsiedni blok Na skarpie postawiono dwie ław- ki i lampy, które niby halabardnicy stoją na straży ławek .Szczególnie jedna lampa – prawie na wprost okna. Gdy wieczorem się zapalała, filuternie mrugała i zaglądała do okna świecąc swe wie- czorne opowieści…..
Druga stoi dalej, jak się wychylę – to ją widziałem i widzę.
Potem Spółdzielnia posadziła wierzbę. Małe, niepozorne drzewko. Po dwóch latach wierzba jak w bajce o dziadku i rzepce wyrosła ogromna, wielka i rozłożysta. Przesłoniła i lampy, które już tylko w nocy dają znać o sobie, jasnoróżowy z jasnozieloną klatka schodową, sąsiedni blok i pół nieba.
Wyrzuciła swe konary-ramiona w górę, w dół i na boki. Wszystko to okryte zwisającymi gałęziami - włosami. Latem pieszczotliwie przegania białe obłoki na niebie, zimą – nie do końca bezlistnymi włosami myje szare, ołowiane niebo. Latem zwisającymi pasmami włosów zagląda do mego ogród- ka i pieści krzak jaśminu.
Leżę i patrzę na ośnieżone konary wierzby. Śnieg tworzy różne rzeźby, poprawiane lub niszczone przez ptaki…..
Wierzba. Latem istny raj dla ptaków – pierzastego bractwa. Co wcale nie znaczy, że zimą ich nie ma. Począwszy od wszędobylskich zadziornych wróbli, poprzez sikorki, kawki, wrony. I czasem ciekawe mewy się zapuszczą – ale okrążą kilka razy wierzbę i wracają do swych spraw…Przy sa- mym domu stoi bardzo wysoki świerk, na którym swe gniazdo miały synogarlice. Lecz na czułe tet a tet wybrały sobie wierzbę. Pokazał się bury kot, odwieczny łowca ptaków. Zaczął na nie polować. Chodził po gałęziach drzewa jak akrobata. Często obserwowałem te akrobacje i uniki gołębi. Tu na- chodziło mnie wspomnienie opowiadania J. Iwaszkiewicza „ Dziewczyna i gołębie”. Gdy tylko kot się zbliżał nie bezpiecznie blisko do parki, ta podlatywała piętro wyżej gałęzi. Raz wydawało się, iż kot jest bliski swe go celu. Lecz źle obliczył swoje możliwości.. Po skoku, gdy znalazł się tuż przy synogarlicach, spadł piętro niżej, i jeszcze raz. Tym razem pokonany, obolały zszedł z drzewa. Nie było go kilka dni. Po kilu dniach wrócił i swoje łowy rozpoczął na nowo. Po kilku dniach udało mu się w końcu upolować któregoś gołębia z parki. Tak powiedział mi sąsiad, gdy powróciłem po dłuż- szej nieobecności do domu. Drugi gołąbek gdzieś się przeniósł i kot też…..
Teraz leżę w łóżku i patrzę w okno, na wierzbę pełną ruchu. Ruchu prawie bezlistnych gałązek – włosów, przesłaniających teraz niezbyt dokładnie, lampę, blok, niebo. Ruchu pierzastych, ruchli- wych kulek skaczących z gałązki na gałązkę. W pewnej chwili struchlałem. Czyżby nowy łowca, tym razem czarny wszedł na wierzbę, polować na śniadanie? Po chwili odetchnąłem. To tak ułożył się śnieg, na tle konaru, tak jakby to był kot stojący na dwóch nogach….
W środę rano, gdy wnuk odsłonił roletę w oknie, zobaczyłem na wprost mnie dużą wronę, której pióra lśniły jak u kruka. I tu mi przyszła na myśl nowela St. Żeromskiego „ Rozdziobią nas kruki, wrony”. Hola, hola, chociaż mam tylko 350 C, to jeszcze nie czas na mnie….Zresztą wrona po chwi li odleciała, jakby wy czuła moje myśli. I Dalej trwa ten ruch na wierzbie…
O 1600 jak co dnia zimowego zapala się lampa i przez zasłonę gałązek mruga na mnie jak gwiazdka, dając znać, że znów objęła straż…… Ruch pomału w gałązkach zanika, bo robi się już ciemno.
Po nowym roku Spółdzielnia zamierza wyciąć wierzbę, bo stoi na drodze pożarowej….
Burza 1 maj 2008 rok
W kwietniu 2011 okaleczono wierzbę, obcinając jej ramiona. W czerwcu – okryła się na nowo włosami liśćmi i już nie jest taka okaleczona, a we wrześniu – ma znów długie warkocze, lecz już nie tak obfite jak poprzednio.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Henryk Musa
Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Czw 10:18, 08 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Szkołę zawsze lubiłem, lubię do niej częst wracać. Odmładzam się, czuję ducha szkoły. Sam też krotko byłem nauczycielem.Szkoła to beztroskie lata, to czas chmurnej, górnej młodosci. A tera co ? Tyl;ko wspomnienia, wspomnienia........ ale są piękne. Henryk
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Henryk Musa
Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 20:38, 17 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
pojechałem do szkoły, z nauczycielką wypiłem herbatę, powspominałem ten okres beztroskich czasów szkolnych ...... i odjechałem w świat, by pisać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Henryk Musa
Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pon 7:04, 07 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Wierzba, chociaż okaleczona - pokryla się zielenia, w szkole bylem juz kilka razy, dom widze w snach i jestem dalej na Forum sam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Henryk Musa
Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Czw 7:22, 10 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
I tak samotny biały żagiel dalej żegluje po szerokich przestrzeniach internetu i wyobrażni
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|